Od prawie dwóch lat oficjalnie jesteś pielęgniarką. Pamiętasz, jakie
uczucia towarzyszyły Ci podczas czepkowania? Jak wygląda ta uroczystość?
Czepkowanie to uroczystość na zakończenie studiów licencjackich. Odbywa się
po tym, jak zdamy egzamin praktyczny oraz obronimy pracę licencjacką. Pamiętam,
że jako starościna organizowałam czepkowanie dla mojego roku i nie mogłam się
doczekać tego wydarzenia. Czepkowanie miałam w tym samym dniu, w którym
odbyła się moja obrona pracy licencjackiej. W tej uroczystości mogli uczestniczyć nasi bliscy, co nadawało jej szczególnego wymiaru. Po trzech ciężkich latach nauki to z nimi mogliśmy świętować rozpoczęcie nowego etapu w naszym życiu.
Pamiętam, że podczas zakładania mi czepka przez jedną z bardziej znanych wykładowczyń, miałam ciarki na plecach i muszę przyznać, że byłam wzruszona. Potem, w części nieoficjalnej, mogliśmy poznać naszych prowadzących z trochę innej strony, takiej mniej surowej. Inaczej spojrzeliśmy na wszystkich tych ludzi, którzy kształcili nas na przyszłe pielęgniarki. Wykładowcy odsłonili przed nami swoją łagodniejszą twarz, cieszyli się z naszego sukcesu.
Czułaś wtedy bardziej dumę czy ekscytację na myśl o tym, że otwiera się przed Tobą nowy rozdział w życiu?
To była mieszanka po pierwsze dumy – że jestem już po studiach, po drugie ekscytacji – bo czułam, że
zaczyna się coś całkiem nowego, i po trzecie przerażenia – bo wiedziałam, że w pracy, którą rozpocznę, będę już odpowiedzialna sama za siebie.
Pierwszy moment, kiedy pomyślałaś o sobie „jestem pielęgniarką”. Czepkowanie czy może już wcześniej, np. podczas szpitalnych praktyk?
Pierwszy raz pomyślałam o sobie jako o pielęgniarce, kiedy pod koniec praktyk na uczelni poczułam, że
prowadzący nam ufa. Wtedy też pierwszy raz pojawiło się we mnie takie poczucie przynależności do tego zawodu.
Zawodu, którego wybór był świadomą decyzją, ale którego studiowanie – nie do końca. W książce napisałaś, że pójście na studia pielęgniarskie w pewnym stopniu wybrały za Ciebie maturalne wyniki, które próbowałaś potem poprawić. Wynikało to z presji otoczenia czy sama nie byłaś przekonana do zawodu pielęgniarki?
Gdy było wiadomo, że dostałam się na pielęgniarstwo, w moim najbliższym środowisku pojawiło się sporo głosów, że popełniam błąd i powinnam ten kierunek zmienić. Jednak ja byłam już wtedy pewna swojej decyzji. Poszłam na poprawę matury, ale nigdy nie odebrałam jej wyników. Nie wiem dlaczego. Po prostu wiedziałam i czułam, że jestem w odpowiednim miejscu.
Twoje odczucia były zdecydowanie ważniejsze. Można więc powiedzieć, że szłaś za głosem swojego serca? A jak to było z założeniem bloga? Dlaczego zdecydowałaś się zacząć go pisać? Był jakiś konkretny powód? Wiąże się z tym jakaś historia?
Można tak powiedzieć. Poszłam za tym, co mnie kręciło. Czułam, że mogę się sprawdzić. Mój blog… Troszkę nad nim myślałam przed założeniem. Przez jakiś czas pisałam do szuflady, aż w końcu pokazałam to kilku przyjaciołom, a oni stwierdzili, że musi to wyjść na światło dzienne. Po obronie i po zdaniu egzaminu na studia magisterskie, kiedy szukałam pracy, zaczęłam pisać teksty na bloga i zastanawiałam się nad nazwą. Przekopałam cały internet w poszukiwaniu [publikujących] pielęgniarek. Stwierdziłam, że każda z nich ma inny styl pisania i być może to, co ja chcę zrobić, znajdzie
dla siebie miejsce w obszarze blogosfery.
Chciałam przede wszystkim stworzyć miejsce, z którego ludzie dowiedzą się, jak wygląda nasz zawód.
Miejsce dla młodych osób, które zaczynają studia, ale także miejsce dla siebie
samej, gdzie mogłabym obserwować, jak zmienia się moje nastawienie i podejście.
I Twoim zdaniem udało się? Otrzymujesz dobry feedback, czujesz, że czytelnicy są i reagują na Twoje treści?
Nieskromnie powiem, że chyba się udało. Od samego początku, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, dostawałam wiadomości ze słowami wsparcia, maile z podziękowaniem za to, co
napisałam, i z pytaniami o jakieś trudne sytuacje. I jest mi ogromnie miło, że tak wiele osób chce czytać to, co mam do przekazania. Jestem zaszczycona, że
mogę komuś coś poradzić czy wyrazić swoje zdanie. Szczególnie cieszą mnie
wiadomości: „dzięki tobie zaczęłam myśleć o pielęgniarstwie”. W tym momencie mam
już trochę stałych czytelników i każdego z nich jakoś kojarzę. To podwórko
internetowe jest niezwykle małe. Cieszę się, że ludzie wracają.
Czyli zdecydowanie się udało! Stworzyłaś własną „w czepku urodzoną” społeczność A nazwa bloga? Na jej pomysł wpadłaś podczas tych internetowych poszukiwań?
Nazwa bloga wpadła mi do głowy pewnej nocy, kiedy zastanawiałam się, czy w ogóle otwierać tę stronę
czy też nie. W pewnym momencie zabłysnęło – W CZEPKU URODZONA! I tak już zostało, później żaden inny tytuł nie pasował mi bardziej.
Blog blogiem, ale już wkrótce do księgarń trafi Twoja książka pt. „W czepku urodzone. O niewidzialnych bohaterkach szpitalnych korytarzy”. Najważniejsze pytanie – kiedy znalazłaś na nią czas?! Praca i studia magisterskie są trudne
do pogodzenia, a co dopiero pisanie książki! To brzmi aż niewiarygodnie!
Zaczynam naprawdę wierzyć w prawdziwość Twojego hasła: „Jestem pielęgniarką, a
jaka jest twoja super moc?”. Wasza doba ma chyba zdecydowanie więcej godzin niż
zwyczajnych ludzi.
Szczerze mówiąc, sama nie wiem, jak znalazłam na nią czas, zwłaszcza, że pracowałam nad nią od czerwca, a we wrześniu wyszłam za mąż. Tak naprawdę i praca, i studia, i książka dają
mi masę satysfakcji. Wiem, że często marudzę bliskim, że jestem zmęczona, ale wszystko,
co robię, daje mi napęd i powera. Marudzę w trakcie realizacji projektu, a później myślę: było warto. A to że książka powstała tak szybko, to nie moja
zasługa. To zasługa wszystkich tych, którzy gdzieś u góry trzymali nade mną
bacik zwany terminami. Dzięki nim wszystko poszło sprawniej.
Czyli im więcej robisz, tym więcej jeszcze chcesz zdziałać, a im więcej
pracujesz, tym więcej chcesz pracować? Naprawdę chyba jesteś superbohaterką...
Dzwonię do Marvela! (śmiech)
Spokojnie, jeszcze nie dzwoń. Ja swoją pelerynę superbohaterki noszę tylko w szpitalu.
A jak wyglądała praca nad materiałem do książki? Mam na myśli spotkania z pielęgniarkami i pielęgniarzami z całej Polski. Kontaktowałaś się z nimi telefonicznie, mailowo, umawiałaś się na spotkania czy może częściej
zdzwanialiście się w wolnych chwilach? Z jakimi reakcjami ze strony
pielęgniarskiego środowiska spotkałaś się, gdy mówiłaś: „chcę napisać książkę o
naszym zawodzie”?
Ogólnie wyglądało to tak, że najpierw wymyśliłam i ułożyłam plan: z kim chcę porozmawiać, kto
wniesie coś ciekawego, jakie punkty widzenia chcę przedstawić w mojej książce.
Później szukałam odpowiednich osób, mniej lub bardziej skutecznie. Dzwoniłam,
prosiłam znajomych o kontakt, pisałam maile. Kiedy mówiłam: „piszę książkę,
chcę z tobą porozmawiać”, słyszałam: „ale ja nic ciekawego nie mam do
powiedzenia”. A później szłam na taką rozmowę i okazywało się, że gadamy przez półtorej
godziny i tematy same się tłoczą.
A czy w procesie powstawania książki pojawiły się jakieś problemy? Trafiłaś na osoby, które odmówiły pomocy przy pisaniu książki i nie chciały z Tobą
współpracować? Były takie sytuacje?
Były dwie osoby, które odmówiły. Nie chciałabym wchodzić w to, jaki był powód. Nie namawiałam ich,
ponieważ udział w tym projekcie z założenia był dobrowolny. Jednak myślę, że nic nie dzieje się przez przypadek i tak po prostu musiało być.
To i tak świetny wynik! Zaledwie dwie osoby na tak wiele, które zachęciłaś do współpracy. A czy podczas rozmów ze swoimi koleżankami i kolegami po fachu
któreś wyznanie zrobiło na Tobie szczególne wrażenie, zadziwiło Cię lub
zszokowało? Pojawiały się trudne odpowiedzi, które później „tkwiły w głowie”?
Myślę, że każda z tych rozmów mnie bardzo dużo nauczyła i każda została w mojej głowie. Właśnie te
fragmenty rozmów, które znajdziemy w książce, brzmią mi w uszach do dziś.
Teraz, gdy książka została skończona, gdy znalazł się w niej materiał zebrany od pracowników wielu placówek i szpitali z różnych miast, czujesz, że zmienił się sposób, w jaki postrzegasz swój zawód?
Myślę, że trochę się zmienił, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiam. Zwracam teraz baczniejszą uwagę
na te rzeczy, na które wskazywali moi rozmówcy, i staram się z jeszcze większym sercem podchodzić do moich pacjentów.
Właśnie: to zawód czy powołanie? Dlaczego lepiej nie nadużywać słowa „powołanie”?
Hmm... Dla mnie powołanie to coś, co w sobie budujemy przez cały czas. Boję się nadużywać tego
słowa. Lepiej mówić, że to chęć bycia profesjonalistą. Powołanie jest takim poważnym
słowem i mam wrażenie, że trochę nieadekwatnym do naszego zawodu. Z pewnością
musimy mieć pewne predyspozycje do jego wykonywania, musimy czuć chemię do ludzi. Ale czy to jest powołanie? Sama w sumie nie wiem.
A czy nie jest tak, że gdy traktujemy swój zawód jako „powołanie”, to w oczach społeczeństwa odbieramy sobie prawo do oczekiwań? Na przykład
oczekiwania godnych zarobków, oczekiwania lepszego traktowania itp.?
Dokładnie tak jest. Społeczeństwo nie może odbierać naszego zawodu jako posługi, która –najlepiej –
aby była charytatywna. Każda z pielęgniarek poświęciła czas na swoje
kształcenie, moje koleżanki robią mnóstwo kursów, specjalizacji, czytają,
dokształcają się –dlaczego więc mając takie kwalifikacje, nie mogą dostać za to
godnego wynagrodzenia?
Nie tylko mogą, ale powinny takie dostawać. To właśnie niskie wynagrodzenie
powoduje przecież, że tak wiele pielęgniarek i pielęgniarzy świeżo po studiach
wyjeżdża za granicę, gdzie za wynagrodzenie z jednego etatu mogą po godzinach cieszyć
się życiem i korzystać z czasu wolnego. Trudna sytuacja pielęgniarek
doprowadziła zresztą do strajków, o których w mediach było głośno i według których,
zwłaszcza według telewizji publicznej, zakończyły się porozumieniem i znacznymi
podwyżkami. Ile w tym prawdy?
Niewiele. Większość pielęgniarek nie zobaczyło tych podwyżek. Media zapomniały poinformować też, że
wszystkie kwoty podawane są brutto brutto. Niestety, jesteśmy kojarzone jako
środowisko, któremu wiecznie mało. Jednak nikt nie widzi tego, że nasze
podwyżki często są chwilowe albo pisane patykiem po wodzie…
Ta kwestia niskich płac również jest poruszona w Twojej książce, więc może
dzięki niej świadomość ludzi na temat sytuacji pielęgniarstwa będzie wyższa?
Wierzysz, że słowo pisane może mieć moc sprawczą?
Mam taką nadzieję, jednak obawiam się, czy po tę książkę sięgną osoby, które ze środowiskiem
pielęgniarskim nie są związane. Pielęgniarki i ich rodziny to wszystko
doskonale wiedzą.
Rozmawiałaś z pielęgniarkami z różnych oddziałów, na niektórych z nich miałaś
też pewnie okazję pracować w trakcie praktyk. Gdzie jest najciężej?
Trudno mi to określić, teraz sytuacja na każdym oddziale jest ciężka. Jest za mało pielęgniarek. Każdy
oddział jest inny, specyficzny. Bardzo ciężkimi oddziałami są oddziały intensywnej
terapii oraz oddziały chirurgiczne, gdzie tempo pracy jest niezwykle szybkie.
Trudnymi psychicznie oddziałami są wszelkie pediatrie oraz oddziały paliatywne.
W książce poruszasz też temat relacji pomiędzy lekarzami a pielęgniarkami, a także postrzegania przez społeczeństwo pielęgniarek jako „tych gorszych” – z
gorszymi wynikami w nauce, z mniejszą wiedzą, z mniejszymi umiejętnościami.
Była jakaś sytuacja, przez którą poczułaś się gorsza?
Chyba przez to, że ciągle się uczę i staram się być coraz lepsza w tym, co robię, nie mam
poczucia, że jestem gorsza. Ja robię po prostu coś całkowicie innego. Moja
praca jest inna niż praca lekarza. Jednak z pewnością krzywdzące są głosy
pacjentów czy innych ludzi, którzy mówią: „jesteś taka miła, powinnaś być
lekarzem” lub „jest pani taka mądra jak lekarz”. To z góry zakłada, że
pielęgniarka nie jest mądra czy miła. Skoro masz taką i taką cechę, to powinnaś
być lekarzem! Po co marnujesz się jako pielęgniarka? Zawsze staram się tłumaczyć,
że to błędne myślenie.
Wróćmy jeszcze na moment do Twojego bloga. Piszesz na nim, że
„odczarowujesz ten zawód”, jakim jest pielęgniarstwo. Co to dla ciebie znaczy?
To znaczy, że staram się pokazywać społeczeństwu, że właśnie pielęgniarka może być miła, mądra,
wykształcona i wrażliwa. Chcę pokazać, że pielęgniarstwo to też zawód dla
młodych osób i wybierając go, nie zmarnują sobie życia.
Na Twoim blogu można znaleźć wpis pt. „Pielęgniarki zjadają swoje młode – fakt czy mit?”. Problem dyskryminowania młodych pielęgniarek przez starsze, bardziej doświadczone też poruszasz w książce. Nawet jeśli teraz pracujesz w miejscu, w którym masz zgrany i sympatyczny zespół, to czy nie miałaś obaw, pisząc
książkę o pielęgniarstwie, że narażasz się na krytykę pielęgniarek z
dłuższym stażem, które możesz poznać później, jeśli zmienisz pracę?
Oczywiście, że się obawiałam tego. Jednak w moim wpisie nie miałam na celu atakować starsze pielęgniarki. Chodzi mi o pielęgniarkę w każdym wieku i o to, jak przyjmujemy kogoś nowego do
zespołu. Ta dyskryminacja i złe przyjęcie może wychodzić też od osoby, która pracuje na przykład rok i przyjmuje do zespołu kogoś z trzydziestoletnim stażem. W poście chciałam pokazać, jakie często dla siebie bywamy, i zmusić do zastanowienia. Prowadząc bloga i poruszając na nim trudne tematy dla
pielęgniarstwa, liczę się z tym, że nie każdemu może się spodobać to, co piszę, jednak przedstawiam tam swoje zdanie. Na „W czepku urodzonej” chcę pisać prawdę i pisać to, co mi leży na sercu. Moi czytelnicy nie zawsze muszą mieć takie samo zdanie jak ja. Obawy, że się narażę, są zawsze.
Dla kogo, Twoim zdaniem, jest zawód pielęgniarki/pielęgniarza? Czy są jakieś konkretne cechy, jakie powinna mieć osoba, która wybiera ten kierunek studiów?
Myślę, że ten zawód jest dla tych, którzy lubią ludzi i wiedzą, że są w stanie wiele wytrzymać.
Znieść dużo ludzkiego cierpienia. Pielęgniarstwo to zawód, w którym trzeba przygotować się na to, że w jednej sali spotkamy matkę, która wita na świecie swoje dziecko, a w innej syna, który żegna swojego ojca. Osoba, która wybiera ten kierunek, musi przede wszystkim mieć w sobie chęć bycia profesjonalistą, musi mieć w sobie dużo zrozumienia i Człowieczeństwa.
Ostatnie pytanie: jakie są Twoje pielęgniarskie marzenia?
Ojej... Chciałabym, żebyśmy byli dla siebie wyrozumiali i zawsze w pacjencie widzieli Człowieka.
Z autorką rozmawiała Klaudia Batko.
Wejdź na stronę książki i przeczytaj bezpłatny fragment tutaj.