Jarosław Ziętara zaginął 1 września 1992 roku. Młody reporter „Gazety Poznańskiej” rozpracowywał poznańskie afery gospodarcze.
Zamów egzemplarz reportażu już dziś
Ta sprawa to jednak wyrzut sumienia dla policji i prokuratury. I dla każdej ekipy rządzącej naszym krajem po 1 września 1992 roku. Choć po wielu latach na ławie oskarżonych zasiadły trzy osoby, wciąż nie wiadomo, gdzie jest ciało Ziętary. Nie ustalono też, kto go zabił. To efekt opieszałości, wieloletnich zaniedbań, ale i celowych działań osób, którym zależało, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw. I o tym jest ta książka.
Na początku 1999 roku w „Dzienniku Poznańskim”, uznawanym przez śledczych za „gazetkę zakładową Elektromisu”, ukazał się tekst o tym, że prokuratura wie, kto jest zleceniodawcą oraz sprawcą zbrodni. Wskazano, że cyngiel siedzi w więzieniu za podkładanie ładunków wybuchowych. Czy w ten sposób Przemysław C. został ostrzeżony, że ma zamknąć usta? Być może dostał cynk z jeszcze innego źródła. Jego koledzy z celi zeznawali, że ktoś „z wolności” przysłał mu list. Po jego przeczytaniu gangster był załamany, że jest „wpierdalany w sprawę Ziętary”.
Zajęliśmy się sprawą Ziętary nie po to, by relacjonować, co się działo po jego zniknięciu. W tej historii zdecydowanie ważniejsze jest to, co się wydarzyło przedtem. To, jak wyglądała wtedy Polska i Poznań. Przecież jeśli ktoś decyduje się porwać i zabić dziennikarza, a przy tym długo pozostaje bezkarny, musi czuć się bardzo pewnie, mieć w mieście i poza nim potężne wpływy, które pozwalają zamieść pod dywan tak poważną historię. Dlatego w naszym reportażu sięgamy do genezy sprawy Ziętary, do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Do tworzącej się wówczas policji, prokuratury, do służb specjalnych III RP, do powstających wielkich fortun, za którymi stali szemrani biznesmeni wspierani przez grupy przestępcze. Wreszcie – do byłych esbeków, którzy w 1990 roku nagle zostali bez pracy. Te światy się przenikały.
Premiera 15 września
Szczyt dzikiego kapitalizmu. Spółki krzaki i machloje na wielką skalę. W tym wszystkim Jarosław Ziętara, który wiedział za dużo.