Prawdziwa do bólu, naładowana zmysłowością, wyostrzająca wszystkie smaki
Kawa, czekolada, rozmaryn, skórka cytrynowa, wino. Kiedyś, kiedy byliśmy dzicy, gorzki smak ostrzegał nas przed trucizną. Język nadal waha się przy każdym nowym spotkaniu. Zachęcamy go, żeby odważył się na ten krok. Mówimy: „Oswój się”. A potem: „Rozkoszuj się”.
powolne jak miód albo melasa. Kostki cukru w mleku, które obklejają usta. Kiedyś, kiedy byliśmy dzicy, potrafiliśmy zaczadzić się cukrem – to pierwszy narkotyk, od którego się uzależniliśmy i któremu się oddawaliśmy. Okiełznaliśmy go, wyrafinowaliśmy, ale smak soku ściekającego z brzoskwini nadal uderza w nas jak nagła fala powodzi
Bretońska sól w płatkach, które rozpuszczają się pod wpływem dotyku. Bloki różowej soli z Himalajów, szare matowe grudki z Japonii. Nieskończony stru-mień koszernej soli wylewający się z dłoni Szefa. Dosalanie to przedsięwzięcie wymagające niezwykłej finezji – potrawa zawsze domaga się więcej, ale najmniejsza przesada jest zabójcza.
cytryny Meyera o cienkich skórkach, szorstkie limonki kaffir. Jogurty i octy o właściwościach ściągających. Cytryny śpiące w litrowych pojemnikach w zasięgu dłoni kucharzy. Szef kuchni wydzierał się: „Za mało kwaśne!”, a wtedy oni patroszyli owoce, napełniając potrawę pieszczotliwym żądłem żywego smaku.
Czy ktokolwiek przybywa do Nowego Jorku bez bagażu wspomnień? Raczej nie. Ale kiedy przejeżdżałam nad Hudson, myślałam o Lete, mlecznobiałej rzece zapomnienia. I zapomniałam, że mam matkę, która zostawiła mnie, zanim zdążyłam otworzyć oczy, i ojca, który snuje się jak duch po pokojach naszego domu. Zapomniałam o korowodzie przejrzystych jak moskitiera ludzi wypełniających moje życie, którzy nie byli w stanie zrozumieć tego, co pragnęłam im powiedzieć – cokolwiek to było, i o tym, jak odjechałam żwirowymi drogami pośród wyschniętych pól, pod przytłaczającym spojrzeniem gwiazd, nie czując nic
Chciałam ją zapytać, czy to miłość. Zaślepienie, zawrotne upadki, niewidzialny wolny taniec, pragnienie rzeczywistego bólu, upór. Nie otrzymałabym odpowiedzi. Simone nigdy nie mówiła o miłości na podstawie osobistego doświadczenia. Mi- łość była dla niej teorią. Czymś zabalsamowanym. „Jeśli jej na to pozwolisz, miłość zrobi z tobą x” albo „miłość to niezbędny warunek y”, albo „y to konkretny gatunek miłości, na który natkniesz się w miejscach takich jak z”. Może właśnie dlatego była tak niewzruszona. Nie pamiętała. W przeciwieństwie do nas wszystkich nigdy nie padła z rozpaczy na kolana na środku drogi, nie potrafła opowiedzieć mi o tym, co tak niewypowiedzianie realistyczne. Wszystkiego musiałam nauczyć się sama.
i zacznij wyjątkową, pobudzającą wszystkie zmysły lekcję życia…